Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji uług
zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

[x] Zamknij

      Pierwsza recenzja

      2009-05-14

      Kochani czytelnicy. Jako debiutująca recenzentka mam trochę tremy przed pierwszym publicznym "wystąpieniem", ale raz kozie śmierć. Moje opisy, recenzje i spostrzeżenia tudzież wszelkie uwagi są jak najbardziej subiektywne, ale mam nadzieję, że znajdą się ludzie chętni do wymiany poglądów na temat "ostatnio przeczytałam/em książkę i uważam, że ...".
      Na dobry (mam nadzieję) początek książka Sharon Owens, Tawerna przy Klonowej, 2008 : Piękna Lily i jej mąż prowadzą przytulną tawernę położoną malowniczo w jednym z ostatnich w Belfaście brukowanych zaułków. Nie widzą świata poza sobą i ukochaną tawerną, a stali klienci są dla nich jak rodzina. To tu ściągają co dzień okoliczni marzyciele i dziwacy, dla których niewielki lokal przy Klonowej jest prawdziwym azylem. Ale pewnego dnia pojawia się w mieście deweloper, którego działania mogą zniszczyć ten świat. Jack i Lily postanawiają walczyć o swoje marzenia.
      Cudownie ciepła i rozbudzająca wyobraźnię lektura. Sharon Owens ma szczególny dar wciągania czytelnika do swojego świata, a jej nostalgiczny i pełen humoru styl porywa od pierwszej strony. Autorka mieszka w Belfaście i kocha to miasto. Pisze o jego mieszkańcach i potrafi dostrzec w zwykłych ludziach nie tylko wady i śmiesznostki, ale także gorące serca, siłę do walki z przeciwnościami losu i przywiązanie do miejsca, w którym przyszło im żyć.
      Sięgnęłam po tą pozycję zachęcona przedstawionym wcześniej opisem (widniejącym z tyłu książki). Miałam nadzieję, że będzie to ciepła, nastrojowa (niektórzy powiedzieliby klimatyczna) pozycja, coś w sam raz na oderwanie się od ciągłej, codziennej bieganiny. Nie rozczarowałam się! Wiele w tej książce wątków, ale ja nie miałam zawrotu głowy i nie pogubiłam się. Nie ma tu ckliwego sentymentalizmu, gruchania gołąbków i picia sobie z dzióbków. Znalazłam tu wiele odniesienia do rzeczywistości i sytuacji, w jakich wielu się znajduje. Każdy przecież ma swój czas sielanki i poczucia, że oto nic nie jest w stanie tego zakłócić, co więcej - to jest stan absolutnej błogości i nie może być lepiej. I żeby przez przypadek nic tego nie zakłóciło. Ale niestety, coś zakłóca nam tą sielankę. Stajemy przed wyborem: bronić się przed zmianą czy się jej poddać. Okazuje się, że taka sytuacja wyzwala u ludzi niesamowite pokłady energii, pomysłowości, chęci do życia, umiejętności, o jakie nigdy by się nie podejrzewali. Uff - rozpisałam się, ale ta książka pokazuje, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. może nie od razu, może trzeba najpierw przemęczyć się z istotą, która wszystko demoluje i tłucze ukochane drobiazgi, ale na koniec ... Nie, jednak, nie zdradzę co najmniej zaskakującego zakończenia. Warto sięgnąć po tą książkę i w chwilach radości i w chwilach smutku, by się podnieść na duchu. Dodam tylko, że mój mąż przeczytał tą książkę - rozbawiła go i nie powiedział, że to babska literatura ...
      A zatem z nieśmiałym jeszcze "Do zobaczenia" - Bibliotekarka
      « wróć | wersja do wydruku | odsłon: 1928

      Polecamy

       

       

       

       

       

       

      Wsparcie prawne portalu:


       

      Osowianin Roku

       

      Nieodpłatne poradnictwo
      w Gdańsku


       

       


       Plan spotkań z kulturą Pomorza