Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji uług
zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

[x] Zamknij

      Urlopowe impresje

      Joanna Andrzesiak, Mieczysław Czajkowski, 2004-09-10

      Urlop w tym roku przypadł niedługo po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Miesiąc po tym, na przełomie maja i czerwca wyruszyliśmy w grupie 20 mieszkańców Osowej i drugiej dwudziestki „ludzi z miasta” na wycieczkę autokarową przez Państwa Bałtyckie: Litwę, Łotwę, Estonię i Finlandię do Rosji.
      Celem był Sankt Peterburg i Carskie Sioło z odrestaurowaną Bursztynową Komnatą. Wszystkie państwa tranzytowe są obecnie członkami UE. Litwę tym razem zwiedzaliśmy na północ od Kowna, czyli teren Żmudzi z jej stolicą Szawle oraz miejscowości znane Polakom z powieści Henryka Sienkiewicza: Kiejdany - siedziba Radziwiłłów, Cytowiany - z polskim kiedyś klasztorem o.o.Kapucynów, Szydłów – największe na Litwie Sanktuarium Maryjne, słynące objawieniami i cudami, czynne bez przerwy od czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Duże wrażenia wywarła na nas sławna Góra Krzyży z setkami tysięcy dużych i okazałych, jak również tych najmniejszych, kupowanych na miejscowych straganach przez turystów znaków chrześcijaństwa, często z tablicami pamiątkowymi, kapliczki z wzruszającymi swoim wyrazem rzeźbami ludowymi. Wśród nich krzyż – dar Papieża Jana Pawła II. Krzyże pielgrzymów polskich, litewskich a także znaki pozostawione przez wyznawców Mojżesza, sąsiadują tu zgodnie w tej przedziwnej nekropolii bez grobów. Innym miejscem miłym polskiemu sercu był urokliwy dwór (jak z Pana Tadeusza) i park dworski w Burbiszkach, własność polskiej rodziny ziemiańskiej pp. Bażeńskich. Mieliśmy szczęście zastać na miejscu Panią Bażeńską, która opowiedziała nam o najnowszych dziejach posiadłości. Została ona przez nich przekazana rządowi litewskiemu w zamian za utrzymanie jej jako muzeum ich rodziny /na werandzie oglądaliśmy liczne fotografie i opisy historii miejsca/, z prawem przebywania tu członków rodziny Bażeńskich w czasie urlopów i uroczystości rodzinnych. Na stałe rodzina pp. Bażeńskich mieszka obecnie w Polsce, a ich posiadłość na Litwie służy jako atrakcja turystyczna i miejsce rekreacji.

      Następne dwa kraje, które przejechaliśmy z południa na północ, to Łotwa i Estonia. Program wycieczki obejmował zwiedzanie miast stołecznych, Rygi i Tallina, a szczególnie ich części historycznych. Obie stolice chlubią się przepięknymi starówkami, a w nich kościołami prawie wszystkich wyznań chrześcijańskich: katolickiego, protestanckich i prawosławnych, a w Rydze nawet kościoła anglikańskiego. Można było stwierdzić, że państwa te włączyły się bardzo efektywnie w przystosowanie do standardów Unii Europejskiej, m.in. przez budowę reklamowanej trasy międzynarodowej „Via Hanzeatica”, której przedłużenie ma prowadzić aż do Sankt Petersburga.w Rosji. Na zachód od Rygi mieliśmy okazję zwiedzić nadmorski kurort Jurmale, którego nie powstydziłyby się Włochy czy Francja. Nowe państwa Unii Europejskiej opuściliśmy drogą morską, promem przez Zatokę Fińską z Tallina do Helsinek. Przekroczenie „granicy” odbyło się tu tak samo, jak granic poprzednich tj. ograniczyło się do obejrzenia przez służbę graniczną naszych paszportów. Żadnej kontroli celnej, żadnych celników, żadnych długich kolejek samochodów czy pieszych. Na razie doskwiera jedynie wymiana walut, czego z przykrością doświadczyliśmy, odwiedzając w krótkim czasie 5 krajów. Myliły nam się kursy walut, monety w kieszeniach, porównywanie /czytaj: ”przeliczanie”/ cen w poszczególnych krajach a potem zastanawianie się co zrobić z walutą nie wydaną. Wzdychaliśmy do unii monetarnej, kiedy będziemy mogli posługiwać się jedną walutą - euro. Na razie musimy zadowolić się tym, że waluty wszystkich „starych” i „młodych” krajów unijnych są wzajemnie wymienialne. Złoty polski mogliśmy wymienić we wszystkich państwach unijnych, przez które przejeżdżaliśmy. .

      Następne państwo, które odwiedziliśmy, „stare” państwo unijne- Finlandia- przyjęło nas jak „swoich”. Ciekawostką /chyba nie wynikającą z zaleceń UE/ była pralnia dywanów nad wodą i to podobno przeznaczona dla mężczyzn. Niestety, nie mieliśmy szczęścia oglądać tego zabiegu, bo pralnia, tzn. pomosty nad wodą ze specjalnymi stołami na dywany nie była „zaludniona”. Miasto Helsinki nie zadziwiło architekturą. Kilka ciekawych pomników, pałac królewski, wybudowany na wizytę cara Aleksandra I, okazały dworzec kolejowy i piękny obiekt architektoniczny : nowoczesny kościół ewangelicki wykuty w skale z rewelacyjną kopułą, pod którą przy doskonałej akustyce trwał właśnie koncert fortepianowy. Jeszcze jedną atrakcją był stary fiński skansen, położony na uroczej wyspie połączonej mostkiem z lądem. Nestety rewelacyjne podobno muzeum wynalazków ludzkości, zwane „Eureka”, okazało się niedostępne, gdyż nie było w programie wycieczki, a indywidualnie nie starczyłoby czasu na dojazd i jego zwiedzanie. Z Helsinek wyruszyliśmy na północny- wschód, w drogę do Rosji, północnym brzegiem Zatoki Fińskiej. Już dobrze po godz. 23. osiągnęliśmy najdalej położone na północ na naszej drodze stare miasteczko fińskie Borga, które zwiedziliśmy przy zupełnie pustych ulicach, choć z uwagi na „białe noce” było jeszcze całkiem jasno. Białe noce towarzyszyły nam również w czasie pobytu w Sankt Petersburgu. Zanim jednak tam znaleźliśmy się, musieliśmy przekroczyć fińsko- rosyjską granicę,czyli północną granicę Unii Europejskiej, a na niej czekała nas odprawa paszportowa, odprawa celna i obowiązkowa wymiana euro czy dolarów na ruble. Złotówki polskie nie były wymieniane. Chyba tylko białej nocy zawdzięczamy, że odprawy przebiegły dość sprawnie. Za to w kolejce do jedynego okienka wymiany pieniędzy trzeba było postać kilkadziesiąt minut, bo urzędniczka musiała na podstawie paszportu wypisać dokładny kwit wymiany dla każdego z osobna.

      Nad ranem ukazały nam się wieże soborów Sankt Petersburga, potem przejechaliśmy niedaleko zakotwiczonego na Newie symbolu rewolucji bolszewickiej, krążownika Aurora, by wreszcie, po kilkugodzinnym poszukiwaniu, wśród slamsów 20 wieku, znaleźć się przed hotelem. Zresztą trudno to nazwać hotelem w rozumieniu europejskim. Dookoła zaśmiecone klepisko, na którym nasz autokar z trudem mógł zaparkować .We wnętrzu brud i bieda, obowiązkowo na korytarzu „opiekunka- etażna”, a nawet ochraniarz, prawdopodobnie z KGB. Jedynie czym mógł się ten hotel pochwalić to szumna nazwa /wielki szyld nad wejściem/- nomen omen- „Biełyje Noci”.

      Natomiast historyczny Sankt Petersburg – „Wenecja północy” z 60 mostami zwodzonymi, architekturą pałaców i soborów, arteriami ulic zaprojektowanymi z rozmachem niemal 300 lat temu, pięknymi fasadami kamienic, budził zachwyt i podziw a także refleksje na temat zamiłowania władców Rosji do nieprawdopodobnego blichtru i gigantomanii, widocznej szczególnie w Pałacu Zimowym (obecnie Ermitaż).

      Nie sposób wymienić wszystkich wspaniałych budowli Sankt Petersburga - sobory: św. Izaaka, Smolny, Newski, Zbawiciela na krwi (wybudowany w miejscu śmierci cara Aleksandra II), twierdza Pietropawłowska, Admiralicja, pomniki. Peterhoff z pałacem córki Piotra I, Elżbiety, parkiem, „złotą kaskadą” – wspaniałą fontanną spływową i wielu innymi fontannami. Carskie sioło z pałacem Katarzyny II i nową „bursztynową komnatą”, której wygląd trochę nas rozczarował.

      W atmosferę tych miejsc wprowadzała nas wspaniała przewodniczka, pani Raisa. Jej wiedza, krytyczne spojrzenie na czasy świetności Petersburga i czasy komunizmu, zaprawione ironicznym dowcipem, rekompensowały nam brak czasu i inne niedogodności.

      Byliśmy tam za krótko. Program zwiedzania proponowany przez biuro „Podróżnik” był programem marzeń, nie do zrealizowania w czasie 2,5 dni naszego pobytu.

      Przykra sprawa przytrafiła się jednemu z naszych współpodróżnych: został okradziony z paszportu i granicznej „bumagi”, traktowanej tam na równi z paszportem. Musiał biedak wracać autobusem do Sankt Petersburga i czekać tam w polskim konsulacie na paszport blankietowy. Kuriozalne okazało się przekraczanie granicy Rosyjsko – Łotewskiej. Oprócz szczegółowego prześwietlenia bagaży i sprawdzenia dokumentów, wyłoniła się wątpliwość dotycząca wybranego przez nas przejścia granicznego. Zdaniem pograniczników rosyjskich, jeżeli przyjechaliśmy od strony Finlandii to również tamtędy powinniśmy wracać .Po interwencji do władz wyższych pozwolono nam jechać. Była noc i mieliśmy serdecznie dosyć. Dodając do tego kilkugodzinną jazdę powrotną autokaru po kiepskiej szosie „międzynarodowej” Sankt Petersburg- Psków, bez parkingów i normalnych stacji benzynowych /tankowaliśmy chyba w dawnym kołchozie/ za to z opłatą jak za autostradę, nic dziwnego że po wjechaniu na Łotwę niektórzy z nas głośno i uroczyście przyrzekali sobie, że nasza stopa nie przekroczy już wschodniej granicy Unii Europejskiej. Może Unia przesunie się na wschód, ale jest to mało prawdopodobne.

      Podsumowanie: trasa wycieczki bardzo ciekawa, autokar i jego kierowca w porządku, doświadczenia „unijne” pouczające / na korzyść Unii Europejskiej/. Niestety, początkowo bardzo dobrą atmosferę wycieczki, zepsuły w Sankt Petersburgu „knoty” biura podróży dotyczące fatalnego stanu sanitarnego hotelu oraz lekceważące pominięcie informacji o bardzo wysokiej opłacie za możliwość zwiedzania pałacu w Carskim Siole. Zaowocowało to niepotrzebnymi awanturami i nastrój w grupie znacznie się pogorszył.

      Polecamy

       

       

       

       

       

       

      Wsparcie prawne portalu:


       

      Osowianin Roku