Zwierzę też ma prawa a człowiek je łamie
2004-06-16

„Lach bez konia jako ciało bez duszy”, „dobry koń-życie długie”, mawiali nasi przodkowie, a cudzoziemcy spostrzegli, że „Polak na koniu się rodzi”.
To tylko niektóre powiedzenia, które wiecznie trwać będą w naszej kulturze. Nawet Benedykt Chmielowski w swojej XVIII- wiecznej encyklopedii scharakteryzował konia ogólnie- „koń, jaki jest każdy widzi”, ten niezbyt wyczerpujący opis wskazuje na to, że koń jako zwierzę szlachetne jest powszechnie Polakom znane.
Znam dziesiątki książek, zarówno te najnowsze publikacje albumowe, jak i te już pożółkłe z bladymi kolorami na okładkach. Ich wspólną cechą jest przedstawienie znaczenia konia w polskiej kulturze, historii, literaturze, sztuce. Zarówno najnowsze albumy, jak i starsze dzieła są zgodne, co do tego, iż zwierzęciu temu przypisywano niezwykłą rolę, niespotykaną w takim wymiarze w innych krajach. Jednakże czy naprawdę koń zawdzięcza Polsce szacunek tak trwale wpisany w naszą historię i kulturę, przy takich możliwościach jak hodowla i wysyłka tysięcy tych wspaniałych zwierząt na rzeź?
Historia ochrony praw zwierząt jest zawiła. Rozwój nurtu etyczno-filozoficznego spowodował jednak wzrost popularności organizacji ochrony zwierząt, z których największe zyskały setki tysięcy członków. Wśród najważniejszych warto wymienić: The Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals (RSPCA), People for the Ethical Treatment of Animals (PETA) czy The Vegetarian Society. Te zagraniczne odnoszą wielkie sukcesy na ogromną skalę, ale w Polsce przecież też powstało w 1864 roku Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, w 1928 roku ukazało się Rozporządzenie Prezydenta RP regulujące tego typu problemy, ale i co z tego skoro w naszym kraju stosunek do zwierząt jest taki jaki jest. Jesteśmy głównym dostawcą koni rzeźnych dla wielu krajów Europy, szczególnie Włoszech i Francji. I podobnie jak bezrobociem i dziurą w budżecie nie ma się tu czym chwalić.
Na targowiskach takich jak Piaski, Bodzentyn, Kleszczów, Nowy Targ, Zebrzydowice nie handluje się tanimi ubraniami, pirackimi grami, płytami, itp. Zamiast warzyw i owoców znajdziemy tu pobite, wycieńczone, a nawet nieżywe konie przeznaczone na wywóz i konsumpcję.
Piaski to najsłynniejsze Polskie targowisko. Jeżeli chcesz coś zobaczyć musisz być zaraz po wschodzie słońca, gdyż wtedy jeszcze nie rozpoczął się załadunek kupionych już koni. Na płocie przed tym okrutnym miejscem znajduje się niezwykle „humanitarny” napis: „zakaz handlu zwierzętami w nocy”, ale co poradzić jak ktoś nie może spać, wystarczy latarka, butelka wódki i można negocjować. Mrok to doskonała przykrywka dla sprzedających, gdyż wtedy nie widać krzywdy jakiej doświadczają te wspaniałe zwierzęta. W takim miejscu wszędzie słychać krzyki, strzelanie z bata i ryczące silniki samochodów. Zaskakujące jest jednak to, że nie są to słynne kamiony, specjalistyczne ciężarówki, którymi później konie jadą do włoskich i francuskich smakoszy, lecz polskie, swojskie, dobrze znane stary! Wydawać się może, że w takim miejscu nie można być szczęśliwym, ale gdzie tam to tylko pogłoski, gdyż nieustanne przekleństwa i „polska woda ognista” powoduje, iż tutejsi bywalce uwielbiają tu spędzać czas i wspólnie żartować z cierpienia jakie zadają swym pupilom i dotychczasowym żywicielom rodziny. A oto jedne z rozrywek jakie można tu zastać, wart dodać też, że rolnicy są nimi zachwyceni: chudy źrebak przywiązany na krótkim powrozie stoi tuż obok rury wydechowej. Ponieważ samochód ma włączony silnik , bo grzeje się w nim przecież biedny i zmarznięty rolnik, spaliny walą w nozdrza zwierzęcia. Albo w głębi targu można zobaczyć zupełnie inny i ciekawszy obrazek: kilka koni przywiązanych do płotu, o ironio, tuż obok dużej tablicy z napisem: „Zabrania się przywiązywania koni do ogrodzenia pod karą grzywny”. Ale łatwo domyślić można się, że to taki sam zakaz, jak ten ze sprzedażą w nocy. Te tabliczki to pewnie takie, jak z przepisami BHP, wszędzie, zgodnie z prawem wiszą, bo wisieć muszą, ale zapytaj kogoś, co jest na nich napisane. Takie miejsca budzą grozę i sprzeciw wielu ludzi a jednak istnieją w polski krajobrazie w niemałej liczbie.
„Strzelanie w łeb mnie nie rusza-mówi Piotr, kierowca twardziel.- najgorsze, że konie płaczą. Wstawaj sku.....nie!- Zdzisław Kus, koński handlarz z Horodła nad Bugiem nie cierpi takich sytuacji.- kupujesz od chłopa konia- samo zdrowie- mocny w nogach, kopie, wierzga, rzuca się. Przywozisz na targ: bęben wydęty, sierść unurzana w gów... Oddycha, a udaje, że nie żyje! Tłum gapiów przy żuku Zdzisława Kłusa pęcznieje niczym drożdżowe ciasto: mnożą się ogorzałe twarze, filcowe walonki, kaszkiety, kożuchy po kostki. Latarkami świecą siwkowi w zad, podnoszą chrapy, oglądają zęby, trącają ciało drewnianymi pałkami i widłami: „Poślizgnął się na zakręcie”- komentują. –Podnieś się, ku... jedna!- krzyczy Kłus bezradnie, tłukąc konia batem. Po chwili traktor ciągnie siwka za uzdę po trapie do samochodu. Koń głośno rzęzi, wysuwając łeb do przodu. Zaczepia o zawias od klapy ciężarówki i rozcina sobie skórę na karku. Ktoś radzi: „Nalej mu pan wody do ucha! Zara sam wstanie!” Tak wygląda fragment dotyczący targów końskich opublikowany przez Magazyn Gazety Wyborczej z 13 stycznia 2000 roku. A mówi się, że Polska kulturalny i humanitarny kraj, że rolnik dba o żywicieli swej rodziny. A tu taki reportaż ukazuje się w gazecie, którą przeczytają tysiące ludzi, w tym obcokrajowcy i to ma być dbałość o wizerunek kraju w oczach innych?! Dobrze, że ten fragment jest z przed 3 lat, gdyż obecnie sytuacja mimo, że wystarczająco beznadziejna uległa jeszcze większemu pogorszeniu, a przecież Polska do Unii Europejskiej chce wejść, a nawet prostych praw zwierząt przestrzegać nie potrafi i to ma być idealny kandydat?!
Dramatycznie spada ilość koni w Polsce. Na początku lat 90 byliśmy niezaprzeczalnym liderem w Europie z populacją prawie 1 miliona sztuk. Obecnie jest to już niespełna 500 tysięcy. Nasz kraj jest nadal liderem w eksporcie żywych koni, gdyż około 70 % tego rynku należy do nas. Konie hodowane na rzeź i eksportowane są również z Rumunii, Węgier i Litwy, a importowane są przeważnie przez Włoch i Francję.
Czy zjadłbyś swojego psa? Prawda, że to głupie pytanie, bo jak można zjeść psa? Nawet gdyby był ulubieńcem twojej żony znienawidzonym przez ciebie z całego serca. Nawet gdyby budził cię w środku nocy szczekając na nieistniejącego kota. Nawet gdyby pogryzł twoje papcie. Nawet wtedy nie zjadłbyś go. Pewnie nie tknąłbyś także psa swojego sąsiada, choć za gościem nie przepadasz. Nie pomylę się chyba, jeżeli stwierdzę, że za kiepski pomysł wziąłbyś posmakowanie zupełnie obcego psa, obojętne, czy to byłby polski kundelek, czy brytyjski pieszczoch. A jak by to było z koniem? Czy konia zjadłbyś? A tu padłaby chwila zastanowienia. Mimo tego, że w dzieciństwie uwielbiałeś jeździć na wieś i doświadczać przejażdżek po okolicy na końskim grzbiecie. Lubisz słuchać jak twoje dziecko marudzi ci nieustannie o własny kucyku z długą, jedwabistą grzywą i ogonem oraz z różową kokardką przy tranzelce. Podjazd do ślubu w białej karecie zaprzężonej w dwa piękne perszerony o łabędziej szyi, brzmi wspaniale i jak ze snu, aż miło popatrzeć. Wygrana kilkuset złotych na gonitwie tez jest mile widziana, ale czy mimo tego wszystkiego zjadłbyś, myślę, że po większym zastanowieniu uległbyś pokusie skosztowania mięsa końskiego, nie zważając na to, że jego obecność towarzyszy ci od dzieciństwa, aż do śmierci. I tak właśnie odwdzięczamy się za radość, którą nam sprawiły, a nawet niektóre żywiły naszą rodzinę ciężko tyrając w polu na roli, po prostu wysyłamy je na rzeź by tam zdechły w męczarniach by potem znalazły się na twoim talerzu, abyś mógł zaspokoić swój głód i apetyt.
Podczas długiej drogi z Polski do importerów konie rzeźne w dziurawych podłogach samochodów łamią sobie kończyny, ranią się o wystające ostre przedmioty lub ulegają zaduszeniu wskutek przeładowania. Stan taki wymusza konieczność tzw. uboju sanitarnego. Śmiertelne upadki zwierząt w czasie transportu stwierdza się w 70% kontrolowanych jednostek. Źródłami taki nieprawidłowości w punktach skupu, bazach i firmach przewozowych jest niemal zawsze niedostateczny nadzór weterynaryjny. Lekarze w tego typu jednostkach nie przeprowadzają w ogóle kontroli, albo wykonywane są one sporadycznie. Czyżby była to wina weterynarzy czy może właścicieli wykupionych już koni?! Ustalone już kontrole wskazują, że 40% skontrolowanych firm nie zapewnia zwierzętom warunków bezpiecznego- tj. przede wszystkim nie grożącego urazami i okaleczeniem- przewozu. Przekroczenia norm ładunkowych sięgają 95% transportów. Nadmierne zagęszczenie powoduje nawet zaduszenie zwierząt w czasie transportu. Takie są właśnie realia dotyczące przewozu koni rzeźnych, okrutne, ale prawdziwe i będą wciąż istnieć dopóki nic nie zrobimy z tym problemem.
Konieczna jest natychmiastowa poprawa warunków transportowanych zwierząt oraz przy obecnej sytuacji można rozważyć możliwość uboju ich na miejscu. To na razie jedyne sensowne rozwiązanie tego problemu. Zwierzętom oszczędzi się w ten sposób cierpienia, stworzy się nowe miejsca pracy, a Włosi, którzy podobno chcą tylko „żywe mięso”, będą musieli zmienić swoje przyzwyczajenia. Polska kontroluje 70% eksportu żywych koni, więc jesteśmy praktycznie monopolistą. Sprawia to, iż to my tworzymy standardy ekonomiczne i etyczne tego biznesu. Ubój koni w Polsce to trudna do zaakceptowania alternatywa, zwłaszcza dla mnie, ale taka jest rzeczywistość. Te zwierzęta ktoś hoduje i wozi, bo ktoś chce je kupować i jeść. To prosty mechanizm rynkowy.
Konie naprawdę płaczą. Widok setki bezbronnych, cierpiących, czujących istot niejednego ścisnął by za serce. Klacze przywożone na targowiska razem ze swoimi źrebakami. Stare wysłużone siwki, których nikt już nie chce kupić nawet na mięso i trafiają na „pokarm dla lisów”. Dumne ogiery, do końca broniące się przed nieuchronnym. Na targach są konie ranne, wycieńczone konające. Powinniśmy ich niewątpliwie zaprzestać. Może kiedyś- to takie moje marzenie- koń powróci na należne mu miejsce i tak jak nie hodujemy na mięso psów, tak będzie i z końmi. Czy ktoś słyszał, aby w Europie Zachodniej ktoś prowadził taki interes, raczej nie!!!