Lat 49, urodzony w Gdańsku, żonaty, 3 córki. Od 1969 roku do stanu wojennego pracował w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacji. Współorganizator strajku Komunikacji Miejskiej 15.08.1980r. Delegowany do Stoczni Gdańskiej im. Lenina, gdzie pojawia się w sobotę w nocy 16.08.1980r. Organizator strajku sierpniowego, pierwszy delegat z innego zakładu, który jako pierwszy wita się z wracającym do stoczni Wałęsą i zostaje jego asystentem do końca strajku. Przewodniczący Solidarności WPK Zarządu Regionu Gdańsk, Delegat na Zjazd Krajowy Solidarności w 1981 roku. Po pacyfikacji Stoczni 16.12.1881 został internowany na 8 miesięcy i zwolniony z WPK. Ponad 10 lat pracował jako mistrz mechanik w Instytucie Oceanologii PAN w Sopocie. Aktywny działacz podziemia, do czasu okrągłego stołu. Od 1994 roku bezrobotny. Obecnie studiuje w GWSH na Wydziale Politologii i Dziennikarstwa.
LS: Zanim zaczniemy rozmawiać pozwól, że opowiem pewną historię. Moja siostra w latach 80 - tych pracowała w Gdańskiej Stoczni. Brała udział w strajkach sierpniowych, a potem w Grudniu`81 jako jedna z niewielu kobiet została w stoczni z protestującymi robotnikami. Opowiadała, że kiedy weszły do Stoczni czołgi i milicja, wszystkich protestujących wyłapano i ustawiono pod ścianami sali BHP. Czuli się jak na filmie z czasów wojny. Czekali na przesłuchanie. W pewnym momencie zobaczyła, jak milicjanci szarpią się z młodym chłopakiem, biją go, katują, a on krzyczy - "Robotnicy, jak możecie na to pozwolić!" siostra rozejrzała się bezsilnie po sali; robotnicy z opuszczonymi głowami, zaciśniętymi pięściami stali bez ruchu - przepełnieni strachem. Nieprzytomnego chłopca wrzucono na samochód - jak głosi legenda, po drodze kopnął w twarz oficera milicji. Po latach z tekstu Zbigniewa Gacha dowiedziałem się, że tym bohaterem byłeś Ty. Jesteś symbolem zdeptanej przez stan wojenny Solidarności. Jak to odbierasz?
ZK: Ta historia obrosła legendą. W prasie podziemnej ukazał się nawet artykuł-nekrolog, bo niektórzy myśleli, że zostałem zabity. Pamiętam jednak wszystko tak, jak było naprawdę. Kilka dni temu czytałem o tym zdarzeniu. Piszący nie znał co prawda bohatera swojego artykułu, ale i on, i wielu innych ludzi do dziś ma z powodu tego ogromne poczucie winy. Ten człowiek widział to wszystko w oknie, jak w lustrze i bał się obrócić. Szok i strach pozbawiły tych ludzi odwagi, woli działania. Niedawno pełni odwagi przybyli do Stoczni, a teraz stali jak zahipnotyzowani. Podobnie zahipnotyzował społeczeństwo stan wojenny - zabił idee Solidarności. Solidarność, najprościej mówiąc, to nie były pieniądze, lecz inne wartości: godność, sprawiedliwość, uczciwość, prawda. Pieniądze -i to wcale nie małe- mogliśmy dostać na początku strajku. A my chcieliśmy nowej Polski. Naród się obudził, ale nie na długo - okazało się to zbyt niebezpieczne dla wielu różnych kręgów. Dzisiejsza Polska jest wynikiem gwałtu popełnionego na Solidarności, nie dziwcie się więc, że teraz tak wiele spraw i ludzi zostało zbrukanych. Polska kolejny raz stała się pionkiem w grze wielkich mocarstw o panowanie nad światem.
LS: Pamiętam jeszcze jedną scenę, która utkwiła mi na długo w pamięci po naszych pierwszych rozmowach o Sierpniu. Opowiadałeś, jak będąc asystentem Wałęsy, kimś najbliższym u jego boku podczas strajku, słuchałeś, co wciskali mu doradcy i eksperci, którzy przyjechali z Warszawy i mówili, co robić. A Ty w nocy, kiedy byliście już sami, próbowałeś mu to wszystko prostować.
ZK: Tak, to prawda, nie trwało to jednak długo. Niestety nie pamięta się już, że to robotnicy byli głównymi autorami Sierpnia. Moi koledzy, przyjaciele, którzy tworzyli Solidarność zostali odsunięci albo sami odeszli, wielu opuściło ten kraj. Niektórzy nie żyją, czasem z przyczyn do dzisiaj nie wyjaśnionych. O wielu już się nie pamięta. A przecież to oni byli korzeniami tego robotniczego protestu, który wstrząsnął światem. Kwiatem miał być Wałęsa, który stał się "kwiatkiem". W jego otoczeniu znaleźli się ludzie, którzy dążyli do eskalacji konfliktu, a najbardziej im zależało na władzy. Po latach okazuje się, że niektórzy mają agenturalną przeszłość.
LS: Kto wtedy odegrał największą rolę? Niektórzy podkreślają rolę Wałęsy, członka opozycji - WZZ, rzadziej, ale jednak zdarzają się opinie przeciwne, że się ją przecenia. Podobne głosy słychać było czasem o Annie Walentynowicz i Alinie Pieńkowskiej.
ZK: Właśnie, niektóre prawdy stają się niewygodne, gdyż pozbawiają opozycję przedsierpniową zasług. Idea solidarności międzyludzkiej powstała w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym WPK (7.600 ludzi), W sobotę, trzeciego dnia strajków, 16 sierpnia 1980 roku Lech Wałęsa podpisuje porozumienie z Dyrekcją i po ustaleniu podwyżki 1500 złotych oraz przywrócenia Anny Walentynowicz do pracy, ogłasza zakończenie strajku. Potem opuszcza stocznię z glejtem bezpieczeństwa od Fiszbacha, I Sekretarza PZPR..W tym dniu strajkujące już drugi dzień WPK, bez udziału opozycji, otrzymuje po 2.000 złotych, a mimo to nie przystępuje do pracy, lecz zamiast tego deleguje swych przedstawicieli do Stoczni. Przyjeżdżamy w nocy i nasze pierwsze wrażenie jest straszne - nie ma z kim rozmawiać, bo jest tam tylko kilku młodych robotników. Decydujemy, że dwóch przedstawicieli wróci powiadomić załogę WPK, że strajk trwa dalej, a ja pozostanę w Stoczni. Bo przecież w całym trójmieście strajkowało na znak solidarności z nią tyle zakładów - Stocznia nie mogła upaść. Było nas tak mało, że musieliśmy poprosić ludzi z sąsiadującej ze stocznią gdańska stoczni remontowej (było w niej 5000 tyś. strajkujących), żeby obstawili bramy. Najgorętszym momentem tamtej nocy była stoczona przeze mnie walka o Lenina, którego gipsowa rzeźba stała w sali BHP. Kilkunastu ludzi, których z resztą już potem nie widziałem, chciało ją zniszczyć. Siłą powstrzymałem ich od tego. Uzgodniliśmy, że figura wróci do kąta sali, ale będzie stała twarzą do ściany, z kaskiem na głowie i kaktusem w ręce. W jakiś czas potem niewiadomo skąd pojawił się Wałęsa z pytaniem "Co się dzieje?". Wytłumaczyłem mu, skąd jestem i co tu robię - od tej pory pozostaliśmy razem do końca strajku. Wałęsa przyjął na siebie odpowiedzialność i na szczęście za drugim razem nie zdradził, walczył do końca - do podpisania słynnego Porozumienia.
LS: Czy Solidarność może wrócić, czy może wrócić ta pamiętna atmosfera braterstwa - sytuacje, gdy robotnik rozmawiał z profesorem o Polsce jak równy z równym?
ZK: Żyję nadzieją, że tak. Jestem pewien, że w nowoczesnym społeczeństwie te idee są niezbędne. Obecnie społeczeństwo jest podzielone, skłócone, targają nim sprzeczne interesy. Komuna, trzeba to przyznać, wykształciła pewien model społeczny, w którym panowała swoista równość, równość ekonomiczna. To chyba jedyny pozytywny aspekt komuny. Dzisiaj jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym. Należy jednocześnie pamiętać, że komuna doprowadziła do tego, że uczciwych ludzi posądza się o współpracę ze służbami bezpieczeństwa, a niektórzy agenci są traktowani jak bohaterzy. Zasiano konflikty, wzbudzono nienawiść. Ludzie się boją ponownie zaufać - bo kto może być prawdziwym koniem w tej grze?
LS: Skoro nie mamy już wpływu na wielką politykę, na sprawy państwa - czy jest sens robić cokolwiek?
ZK: Ależ oczywiście! W środowisku lokalnym, wokół siebie możemy zrobić naprawdę bardzo dużo, poczuć się jak w domu. Dużo zależy od naszego uporu, od naszej chęci działania. Trzeba tylko chcieć. Jeżeli będę mógł być w czymś pomocny, możecie na mnie liczyć. I nie jest to tylko pusta deklaracja.
LS: Dzień 13 grudnia ma odtąd nam się kojarzyć z przyzwoleniem Europy na włączenie Polski w swoje struktury. Jak to widzisz?
ZK: Data 13 grudnia 1981 jest tak tragiczna, że nie było do tej pory wydarzenia, które zmazało by dokonane wtedy zło. Próba zastąpienia tego czymś nowym tej miary, jak zgoda na wejście do Unii, nie wystarcza. Wchodzimy do Europy jako pariasi, a raczej Europa wchodzi do nas. Bo tak naprawdę - z czym my tam możemy wejść? Jesteśmy przestrzenią do ucywilizowania. Europa powinna nas przyjąć już na początku, ładnych kilka lat temu. Bylibyśmy dzisiaj w zupełnie innej sytuacji. Nie było wtedy jednak woli politycznej. Skoro nie było woli, to widocznie nie było interesu. Dzisiaj taka wola jest - widocznie interes też się znalazł. Oczywiście oprócz zagrożeń integracja niesie za sobą olbrzymie możliwości rozwoju. Sami nie mamy niestety wystarczającego potencjału gospodarczego. Ile jednak będzie zależało od nas samych, to się dopiero okaże.
LS: Na koniec pytanie o Internet. Jak Twoje pokolenie widzi jego możliwości?
ZK: Wracam właśnie ze spotkania - w rocznicę śmierci Darka Kobzdeja, główną postacią opozycji przedsierpniowej, który odszedł przedwcześnie. Data jego śmierci 16.12.1995 - w rocznicę Grudnia 1970 - jest symboliczna. Na spotkaniu tym był między innymi Olek Hall, współautor dzisiejszej rzeczywistości. Kiedy powiedziałem, że "spieszę się na rozmowę z ludźmi z portalu osowskiego" spotkało się to z dużym zainteresowaniem. Myślę, że dzisiaj wszyscy doceniają rolę tej nowej formy komunikowania się ludzi. Chociaż budzi moje obawy bogactwo informacji, powodujące szum informacyjny i zagubienie.