Dzisiaj odeszła od nas w wieku 106 lat najstarsza osowianka, Pani Maria Krause. A jeszcze przed rokiem świętowała swoje 105 urodziny w obecności Prezydent Gdańska, Aleksandry Dulkiewicz i opowiadała o swoim życiu...
Przypomnijmy artykuł sprzed roku opublikowany na oficjalnej stronie miasta:
- Mama zawsze lubiła towarzystwo, była osobą bardzo otwartą i komunikatywną. Udzielała się społecznie, ciągnęło ją do ludzi - wspomina Maria Stacewicz, córka gdańskiej stulatki, Marii Krause. - Teraz cieszą ją odwiedziny wnuków i prawnuków.
Urodzona 31 stycznia 1917 roku jubilatka prawie całe dorosłe życie jest związana z Gdańskiem - w Osowej mieszka od 1956 roku - ale pochodzi z Borów Tucholskich. Urodziła się w Jeżewie, w powiecie świeckim. Jak wybuchła wojna, Niemcy wyrzucili jej rodzinę z gospodarstwa. Marii udało się uratować przed wywózką na roboty przymusowe. Uciekła do najstarszego brata, który mieszkał w Gdyni.
- Dzięki bratu znalazła pracę w stołówce stoczni gdyńskiej. Tam poznała tatę. W 1943 roku się pobrali. Nie czekali długo. Zaczęły się rodzić dzieci - w sumie jest nas trójka, mam jeszcze dwóch braci. Mieszkanie okazało się za małe i rodzice podjęli o kupnie działki w Osowej. Wybudowali dom, w którym mama mieszka do dziś - dodaje córka.
Po przeprowadzce Maria Krause zajęła się wychowaniem dzieci i pracą w domu. Codziennie, gdy mąż wcześnie rano jeździł do Gdyni pierwszym pociągiem - o 5:00 - paliła w piecu i zajmowała się przylegającym do domu ogrodem.
- Wszystko mieliśmy, nie brakowało nam jedzenia, bo w ogródku były owoce i warzywa. Dobrze się nam tu toczyło życie, nawet kiedy bracia się pożenili, mieszkaliśmy wszyscy tu, w cztery rodziny na dwóch piętrach. W tamtych czasach w Osowie nie było żłobków ani przedszkoli, więc z czasem mama zaczęła działać jako instytucja babcia, odciążając nas w tych rodzicielskich obowiązkach, odprowadzając nasze dzieci do szkoły i tak dalej - mówi Maria Stacewicz.
Pomimo tego, że nie pracowała zawodowo, była ciągle w ruchu, uważała, że zawsze jest coś do zrobienia. Kiedy 11 lat temu - miała wtedy 94 lata - złamała nogę, nie mogła pogodzić się z tym, że musi leżeć. Bezczynność i uziemienie to była dla niej tragedia. Nie była też przyzwyczajona do chorowania - do 70-tki nic jej nie dolegało, nie licząc zapalenia wyrostka robaczkowego. Po złamaniu nogi, które skończyło się operacją, o powrót do sprawności walczyła z godną podziwu determinacją - ćwiczyła nawet w nocy. Utarła tym samym nosa lekarzowi, który twierdził, że nie ma szans na odzyskanie zdrowia.
Siła charakteru to może być jedna ze składowych, które zapewniły jej długowieczność. Z pewnością pomogły też geny - w żeńskiej linii jej rodu nie brakowało stulatek. Najstarsza siostra żyła prawie 102 lata, kuzynka - 105. Zdaniem córki na osiągnięcie imponującego wieku wpływ miały też zdrowie odżywiane, świeże powietrze, ale i dzieciństwo i młodość spędzone w Borach Tucholskich, czy dorosłość spędzona w otoczeniu pól, które zapełniały dawniej Osowę - wioskę nieco odciętą wówczas od świata.
Choć Maria Krause poświęciła się w pełni życiu rodzinnemu, nie zapomniała o lokalnej społeczności. Aktywnie udzielała się w wielu sferach, organizowała konkursy na najpiękniejszy ogród i ciekawe spotkania. Wiele uwagi poświęcała mieszkankom Osowej.
- Pani Marysia była zaangażowana społecznie w rozwój Osowy, organizowała wiele konkursów, przewodniczyła w Kole Gospodyń Wiejskich, przeprowadzając różnego rodzaju szkolenia. Zajmowała się również dokształcaniem kobiet, organizując szkolenia o różnej tematyce - wspomina przyjaciółka rodziny Beata Zych.
Agata Olszewska agata.olszewska@gdansk.pl
fot. Grzegorz Mehring / www.gdansk.pl
Pani Mario, dziękujemy i będziemy pamiętać...