Dnia 7.06 ok. godz. 11 szłam ulicą Heleny w stronę Żabki. Naprzeciwko, ok. 50 m ode mnie, zobaczyłam panią z dużym, czarnym psem. Pani, wchodząc na ulicę Heleny, spuściła psa ze smyczy. Pies od razu zaczął biec w moją stronę szczekając.
Nie wiedziałam, co robić. Byłam bardzo przestraszona. Zaczęłam uciekać w stronę najbliższej furtki. Pies nie zwalniał tempa. Wskoczyłam szybko na ogrodzenie pobliskiego domu. On nie przestawał szczekać. Myślałam, że za chwilę na mnie skoczy. Zaczęłam krzyczeć „ratunku” i wołałam do właścicielki, żeby wzięła go z powrotem na smycz.
Właścicielka nie była w stanie nad nim zapanować. Próbowała go wołać, ale on nie zwracał na nią uwagi, nawet nie podeszła, żeby go odciągnąć ode mnie. Z daleka zaczęła uspokajać mnie, że ten pies mi nic nie zrobi i mogę zejść spokojnie z furtki i nie uciekać. Kolejny raz krzyknęłam, aby właścicielka wzięła go na smycz, albo spróbowała go chociaż uspokoić. Nic nie pomogło.
W pewnym momencie pies stracił mną zainteresowanie i pobiegł w boczną drogę, w kierunku skate parku i placu zabaw. Właścicielka poszła za nim i przechodząc obok mnie, nie zwróciła na mnie uwagi. Nie usłyszałam nawet „przepraszam”. Gdy zniknęła za zakrętem, dopiero wtedy zeszłam z ogrodzenia.
Proszę wszystkich właścicieli psów, aby podczas spaceru trzymali psy na smyczy, szczególnie w parkach, na polach, na ulicach, w lasach. Po Osowej chodzi dużo dzieci takich jak ja, także dużo mniejszych. Chciałabym czuć się bezpiecznie w swojej dzielnicy.
11-latka z Osowej
Zdjęcie: archiwum portalu