Współczuję właścicielom pieska o imieniu Piki. Rozumiem jako wieloletni Pan psów - zawsze owczarków alzackich - ich rozpacz i nadzieję, że on się odnajdzie.
Ale zupełnie nie rozumiem, jak ten ich przyjaciel mógł zaginąć? Wyskoczył oknem? wymknął się przez niedomknięte drzwi? Może? I nie bardzo chcę się wymądrzać, jak to było - chyba że właściciele zechcą mi szczegóły wyjaśnić...
Najczęściej widzę taki obrazek... Z klatki schodowej wybiega pies..., a dopiero po dłuższej chwili wychodzi jego opiekun lub opiekunka. Pies "łapie wiatr"... i właściwie nikt nie jest w stanie zrozumieć, co pies zrobi. Nigdy – niezależnie, czy określamy go jako spokojnego, wytresowanego, posłusznego - ON czyli pies przede wszystkim zaznaczy teren - czyli obsika, co należy, ku utrapieniu ludzi wrażliwych czy szanujących zieleń. ONA - czyli suka - zrobi to samo, ale w innym celu. Potem to jest coraz gorzej, bo każde z wyprowadzonych zwierząt uważa, że jego musi być na wierzchu i robi się okropnie.
Jest taka stara prawda - jeśli psu odgrodzimy 100 hektarów, to on zawsze będzie siedział przy furtce i chciał stamtąd wyjść. Taka jest psia natura i nie ma na to rady.
Psy MUSZĄ być wyprowadzane na smyczy. Dla ich dobra. One żyją w świecie, który my zbudowaliśmy i który jest im nieprzyjazny. I jedyne, co mogę poradzić, to abyście o tym pamiętali. Nie sprawiajcie dzieciom prezentów w postaci piesków - nie należy tak robić. Dla dobra jednych i drugich.
Pies - przyjaciel - to wielki obowiązek i odpowiedzialność...