Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji uług
zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

[x] Zamknij

      Jeszcze o książce Tomka Klareckiego...

      2006-06-08

      • Autor: Tomek Klarecki, Iza Smolarek
      • Tytuł: Wilk i… śmierć bankiera
      • Miejsce wydania: Warszawa 2006
      • Wydawnictwo: superNOWA,
      • Str:. 296
      • Oprawa: miękka
      • ISBN 83-7054-183-6

      RECENZJA



      Ile jest warte życie detektywa?
      Pięćset złotych dziennie plus koszty?

      Popełniono morderstwo. Ofiara to młody, przebojowy dyrektor jednego ze znanych biur maklerskich. Człowiek obracający na co dzień milionami dolarów. Geniusz finansowy. Światowiec. A tak zupełnie przypadkowo - syn komunistycznego prominenta.

      Przeczytaj również:
      Sukces wydawniczy
      Tomka Klareckiego z Osowej


      Kontrakt na odnalezienie sprawcy dostaje prywatny detektyw, Tomasz Wilk, były funkcjonariusz UOP-u i niepoprawny kobieciarz. Wchodząc w mroczny świat finansowych kombinacji, Wilk nie wie, że zlecono jeszcze jeden kontrakt...

      Kontrakt na Wilka!

      Akcja powieści osadzona jest w środowisku polskich yuppies z sektora bankowego. W tajemniczych okolicznościach zostaje zamordowany Wojtek Smykała, młody, szybko pnący się po szczeblach kariery bankier. Wilk wyrusza śladem zagranicznych kont bankowych i rajów podatkowych, odkrywając, że niemal każda z poznawanych osób ze świata biznesu, polityki i sztuki ma na sumieniu ciemne sprawy i mogłaby posunąć się do morderstwa. Motyw i sposobność posiada nawet zleceniodawca śledztwa. Tymczasem w środowisku bankowym zaczyna się mówić o konkurencji, zemście i... drugim morderstwie.

      "Wilk i śmierć bankiera" jest powieścią kryminalną, z silnie zaakcentowanymi wątkami obyczajowymi, o lekkim zabarwieniu erotycznym. W fotograficzny sposób przedstawia współczesność. Akcja toczy się w Poznaniu, Warszawie, Koninie i na drogach krajowych RP. Autorzy, nie bez autoironii, świetnie się bawią, kreśląc postaci bankowców, gangsterów, polityków, artystów i szarych obywateli. Podczas lektury trudno nie identyfikować się z którymś z bogatej galerii bohaterów, przy okazji ze zdziwieniem odkrywając, jak łatwo jest uciec się do zbrodni. Książka utrzymana jest w żartobliwym tonie, z dystansem do świata. Bawi grą słów i humorem sytuacyjnym. To opowieść o słabościach dominujących charaktery i o emocjach silniejszych niż rozsądek.


      FRAGMENT



      Dom był typowym, komunistycznym klockiem, niedawno otynkowanym i nakrytym czterospadzistym, pseudołupkowym dachem z papodachówki, wyglądającym z daleka jak nałożona na bakier oprychówka. Między fasadą a ogrodzeniem pysznił się srebrzysty świerk.

      Wilk zadzwonił. Po chwili rozległo się buczenie furtki; pchnął i wszedł do środka. Na ganku przywitała go korpulentna kobieta w nieokreślonym wieku.
      - Pani Piasecka? - zapytał z grzeczności, gdyż ani przez moment nie wierzył, by była żoną Karola.
      - A gdzie tam - machnęła ręką, zadowolona z komplementu. - Ja jestem Nowakowa, numer dwa, bo pierwszej się zmarło, nieboszczce, świeć Panie nad jej duszą! Pan musi do Krystyny, niby mojej pasierbicy, ale my jak siostry, bo co to dziesięć lat różnicy. Krysia czeka na werandzie. Cały dzień się stroiła dla pana, bo jej powiedzieli, że pan jest przystojny jak Romeo. Romeo to może nie - skonfrontowała Wilka z twardą rzeczywistością - ale przecie chłop, jak się patrzy!

      Podążył za nią na werandę.
      Krystyna Piasecka czytała w wiklinowym fotelu. Długie, kasztanowe włosy spływały na ramiona i szarobrązowe oparcie. Odwróciła głowę i uśmiechnęła się do Wilka.
      - Proszę, niech pan wejdzie - zaprosiła go do środka. Nogi miała otulone bordowym pledem w kratę. W kącie werandy stał złożony wózek inwalidzki. Popołudniowe słońce przesiewało się przez story i wypełniało niewielkie pomieszczenie gęstym, namacalnym wręcz światłem.

      Usiadł niepewnie na przygotowanym dla niego krześle.
      - Widzę, że nikt pana nie uprzedził o moim kalectwie - powiedziała prawie wesoło, jakby uważała jego brak przygotowania na to, co zastał, za niezły żart. - Oswoi się pan za kilka minut i przestanie o tym pamiętać.
      Miała wielkie oczy, zgrabny nos, delikatną cerę, ładnie wykrojone uszy i usta. Lekki, modny sweterek wypychały kształtne piersi. Była doskonała w każdym calu i tylko świadomość tego, co kryło się pod pledem, nie pozwalała Wilkowi popaść w zachwyt.

      - Mężczyznom jest ciężej - przyznała. - Szczególnie tym, którzy znali mnie przed wypadkiem. Pan do nich na szczęście nie należy. W czym mogę panu pomóc?
      - Prowadzę śledztwo w sprawie śmierci Wojtka Smykały - powtórzył to, co już wiedziała z rozmowy telefonicznej. - Znała go pani?
      - Nie. Po śmierci męża moje kontakty z WDM-em zupełnie się urwały. O śmierci dyrektora Smykały dowiedziałam się z gazet.
      - Kiedy zginął pani mąż?
      - W nocy z piętnastego na szesnastego stycznia. Dlaczego łączy pan te sprawy?
      - Chciałbym mieć pewność, że nie ma między nimi związku.
      - Też o tym myślałam. Krążą plotki o klątwie. Wierzy w to pan?
      - Klątwy nie działają, jeżeli nie pomagają im ludzie.
      - Pewnie ma pan rację. Kto pomógł zabić dyrektora Smykałę?
      - Tego jeszcze nie wiem.
      - A mojego męża?
      - Sądzi pani, że to nie był wypadek?
      - Ktoś zabrał mu płaszcz, portfel i zegarek. Gnomy zamieszkujące Cytadelę?
      Poprzedniego dnia Dominik dostarczył Wilkowi kopie dokumentów sprawy Karola Piaseckiego, kiepskiej jakości i niekompletne. Nie było w nich słowa o obrabowaniu Karola bądź jego zwłok.
      - I buty - dodała. - Proszę powiedzieć, jakim trzeba być potworem, żeby ukraść umierającemu buty? - zapytała bezradnie.
      Nie miał na to odpowiedzi. - Przykro mi - bąknął niezręcznie. - Znaleziono sprawców?
      - Nie. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie kradzieży i profanacji zwłok, ale umorzono je bardzo szybko.

      Przeklął w duchu Dominika. Dostarczył badziewie, byleby dostać obiecaną stówę. W dodatku pouczał Wilka przez kwadrans o niebezpieczeństwach pijaństwa. Z mętnych wspomnień środowego wieczoru wynikało, że Dominik też nie wylewał za kołnierz.
      - Domyśla się pani, kto to mógł zrobić?
      - Menele. Pełno ich na Cytadeli. Narkomani, żule, męskie kurwy, zboczeńcy, naćpane małolaty. Pijani na sztywno budzą się w samej bieliźnie, a trzeźwym, jeśli nie umieją szybko uciekać, też się zawsze coś skubnie.
      Mówiła to prawie bez emocji, jakby czerpiąc ukojenie z faktu, że Karol nie był jedyną ofiarą Cytadeli.
      - Domyśla się pani, dlaczego mąż zdecydował się wracać do domu przez Cytadelę?
      - Nie wracał do domu.
      - A dokąd szedł?
      - Do jednej ze swoich dziwek. Zawsze miał ich trzy lub cztery.
      Wilk nie zadawał już pytań, ale ona wcale ich nie potrzebowała.
      - Po moim wypadku nie byliśmy już mężem i żoną. Karola odstręczało kalectwo; nie mógł się zmusić do współżycia. Nie umiał żyć ze mną i nie potrafił odejść. Pogardzał sobą. Cierpiał. Uciekał w pozamałżeński seks, alkohol, narkotyki, śmierć.
      - Śmierć?
      - Pragnienie śmierci. Szukał przygód grożących śmiercią. Aż ją znalazł. Na Cytadeli.
      Podniosła na niego wzrok. Oczy miała suche, ale ręce jej drżały.
      - Dobrze, że umarł. Nie jest mi lekko, ale gdyby leżał tu koło mnie, sparaliżowany od szyi w dół, zwariowałabym. Zwariowalibyśmy oboje.
      « wróć | wersja do wydruku | odsłon: 3115

      Polecamy

       

       

       

       

       

       

      Wsparcie prawne portalu:


       

      Osowianin Roku

       

      Nieodpłatne poradnictwo
      w Gdańsku


       

       


       Plan spotkań z kulturą Pomorza