Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji uług
zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

[x] Zamknij

      Żywioł należy przyjąć z pokorą i zrozumieniem

      2016-07-18

      Ojciec wracał z pracy około czwartej. Zawsze nienagannie ubrany, elegancki tym swoim niespotykanym dzisiaj stylem. Siadaliśmy wszyscy do obiadu. Celebrowanie dań trwało pół godziny. Potem kawa Rodziców, jakaś rozmowa..... Po kawie Ojciec wstawał i szedł do narożnika salonu, w którym stał fortepian. Właściwie nie był to narożnik, a oszklony balkon z wielkimi oknami ...

      I coś grał .. nie wiem, co, bo byłem za mały - lata czterdzieste. Grał pięknie, Mama z Alinką - moją siostrą - przysiadały na kanapce, a ja gdzieś tam stałem i gapiłem się w te okna. Któregoś dnia po tej swojej grze wstał od fortepianu i stanął przed oknem. Mama poszła zająć się swoimi sprawami.

      Ja zostałem. W pewnej chwili Ojciec zaczął coś mówić. Mówił coś w zupełnie niezrozumiałym dla mnie języku. Patrzył w zachodzące za oknem słońce i wygłaszał jakiś niesłychanie rytmiczny, piękny i niezrozumiały dla mnie tekst. Zamilkł... Poczekałem chwilkę i nieśmiało spytałem - co to było? Odyseja - odpowiedział - po starogrecku. Ale o czym - nie dawałem spokoju. O Fenicjanach, co na swoich ostrodziobych galerach, pachnących smołą, jak strzały przeszywają szafirowe fale Śródziemnomorza, ponaglając je do wysiłku spłachetkami żagli na kształt bełtów. To chyba już moje tłumaczenie, ale tak kiedyś uczono w gimnazjach klasycznych.

      I ja w tym momencie zostałem marynarzem. I jestem nim do dzisiaj. Nie ma już nikogo z osób, o których napisałem - jestem jeszcze tylko ja. Ojciec - oficer kawalerii, dowodzenie szwadronem w 39 - tym, konspiracja okupacyjna i potem... Potem to też temat na osobne opowiadanie. I ten przekaz o tych Fenicjanach, który zaważył na całym moim życiu.

      Co to ma wspólnego z Osową? I jej problemami? Wiele. Otóż jak wszyscy ludzie morza od wieków zmagamy się  z żywiołami. Przez 50 lat pracy na morzu widziałem i przeżyłem wiele. Przeszedłem sytuacje, o których większość z Państwa nie ma pojęcia .... i to dobrze. Z żywiołem nie można walczyć, nie warto. Żywioł należy przyjąć z pokorą i zrozumieniem. Próbować przechytrzyć go, zrozumieć i obłaskawić. Nie walczyć - to nic nie da.

      Wszędzie na świecie próbowano regulować rzeki. Zobaczcie, co dzieje się z Renem, Sekwaną, Menem .. Zamknięte w kamiennych korytach w momentach dramatycznych wzrostów opadów zamieniają się w piekielne nurty, niszcząc wszystko po drodze, co tam człowiek nabudował. Kiedyś spokojnie rozlewały po łąkach ku uciesze stad pasącego się bydła. Grodzenie Nilu i Amu - Darii spowodowało katastrofę. To samo z Missisipi... Płacimy słone rachunki za nasze marzenia ... Że jesteśmy mądrzejsi od Stwórcy.

      Osowa? Pozalewana trochę i wypada zapytać: dlaczego? Ano po prostu tyle napadało. A mogło jeszcze więcej. I będzie kiedyś jeszcze więcej. I tej całej wodzie trzeba pozwolić gdzieś się zmieścić. Można skanalizować "deszczowo". Akurat. Żadna kanaliza nie przyjmie kataklizmu w postaci oberwania chmury, albo czegoś takiego.

      Jeśli coś budujemy w dołku, to musimy liczyć się z tym, że kiedyś nas zaleje. Jakaś rada?? Jasne - zakasać rękawy i odbudować. I tak będzie chyba zawsze. Nieustający cykl zniszczeń i odbudowy... Tylko ci Fenicjanie na tych swoich śmigłowiatrych wysmołowanych statkach nie dają mi spokoju..

      Tak czasem sobie rozmyślam, czy Oni tą swoją pracę traktowali jako walkę z żywiołem, czy też z pokorą przyjmowali to, czego doświadczyli .. jak uważacie???

      

      « wróć | wersja do wydruku | odsłon: 2418

      Polecamy

       

       

       

       

       

       

      Wsparcie prawne portalu:


       

      Osowianin Roku

       

      Nieodpłatne poradnictwo
      w Gdańsku


       

       


       Plan spotkań z kulturą Pomorza