Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji uług
zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

[x] Zamknij

      Jarek to mój kolega!

      2016-04-18

      Pamiętacie może, jak skomentował Sebastian Mila wyczyn Roberta Lewandowskiego, który strzelił w kilka minut pięć bramek po wejściu na boisko z ławki rezerwowych? Napisał na jednym z portali społecznościowych: - Robert to mój kolega. Podobnie mogę dzisiaj z dumą powiedzieć po przeczytaniu artykułu w Svalbardposten o Jarku Zajączkowskim, który uratował pięć szczeniaków: - Jarek to mój kolega. 

      Jarek jest szefem Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Svalbardzie. W tym sezonie zimuje tam 11 osób i trzy psy, które ostrzegają załogę przed zbliżającymi się niedźwiedziami polarnymi. Stacja przez większość roku odcięta jest od świata. 

      Jesienią załoga nie była dość czujna, kiedy dwójka psów zbratała się zbyt blisko i w rezultacie po 63 dniach przyszło na świat pięcioro pięknych szczeniaków. Radość była wielka, ale też i niemałe kłopoty. Na Svalbardzie żyje ponad 2600 ludzi i około 800 psów. Psy są trzymane głównie do obsługi ruchu turystycznego, psie zaprzęgi są tu wielką atrakcją. Hodowla i utrzymanie psów są obarczone ścisłymi przepisami. Głównie z troski o nierozprzestrzenianie się chorób. Kilka lat temu był poważny problem z wścieklizną, a przed rokiem większość psów zaraziło się psim kaszlem. Przepisy są restrykcyjnie przestrzegane, nie można psów wywieźć ani wwieźć na Svalbard bez wymaganych szczepień.


      Załoga Stacji postanowiła, że jeden ze szczeniaków zostanie przysposobiony do dalszej służby, a 4 rozdzielone między członków załogi wrócą do Polski. By stało się to możliwe, trzeba je było przetransportować do Longyerbyen, stolicy archipelagu, do weterynarza. W tamtych warunkach oznacza to pokonanie na skuterach śnieżnych około 500 km śnieżnych pustkowi w obie strony.


      Jarek zarządził wyprawę, zbudowano specjalną, ocieplaną klatkę na saniach z otworami na wentylację. Podróż do miasta zajęła 16 godzin. Wszystko skończyło się szczęśliwie. Miejscowi bardzo docenili wyczyn i troskę o zwierzęta.
      Tutaj nieplanowane szczenięta na ogół nie mają wielkich szans na przeżycie.

      W ten oto sposób Jarek został bohaterem Svalbardczyków, moim i sąsiadów, którzy znają go w Osowej.

      Brawo Jarek!

      « wróć | wersja do wydruku | odsłon: 1800

      Polecamy

       

       

       

       

       

       

      Wsparcie prawne portalu:


       

      Osowianin Roku

       

      Nieodpłatne poradnictwo
      w Gdańsku


       

       


       Plan spotkań z kulturą Pomorza